Wszystko, co kocham, zawsze w końcu tracę.
Wiele jest książek, które oczarowują okładkami. Kiedy pierwszy raz w oczy rzucił mi się "Dwór cierni i róż", zakochałam się niemalże od razu. Później przeczytałam opis, a decyzję o zamówieniu własnego egzemplarza przypieczętowały liczne rekomendacje i prawie wyłącznie same pozytywne recenzje. Teraz zastanawiam się, czy ze mną jest coś nie tak, czy też większość opinii była nieszczera.
Sińce trudniej ukryć niż ubóstwo.
Co może powstać z połączenia baśni o Pięknej i Bestii oraz legend o czarodziejskich istotach? Podobno baśniowa historia miłosna w stylu fantasy. Młoda dziewczyna zmuszona jest do ciężkich zadań domowych oraz polowania na zwierzynę, aby utrzymać przy życiu swoją rodzinę - nikt inny nie potrafi ugiąć się pod biedą i zająć się czynnościami, których nie wypada robić ludziom z wyższych sfer. Podczas polowania zamiast wilka zabija faerie, łamiąc prawo ludzi i magicznych istot. Niebawem pojawia się u niej pochodzący z Wysokiego Rodu Tamlin, który żąda rekompensaty za śmierć swojego pobratymca - Feyre musi udać się z nim do obcej krainy i spędzić tam resztę życia.
Nie utrzymasz się przy władzy, jeśli będziesz przyjaźnić z wszystkimi wokół.
Brzmi ciekawie, prawda? O tak! Zapewne byłoby ciekawie, gdyby w tej książce działo się cokolwiek - można czytać co dwudziestą lub nawet trzydziestą stronę, a czytelnika i tak wiele nie omija. Mam wrażenie, że autorka robi z odbiorców swojego dzieła ludzi bez rozumu, którym jedną informację trzeba powtórzyć co najmniej trzy razy. Jedna myśl rozwleczona na kilka zdań, prawie identycznych... To był koszmar. Może to właśnie sprawiło, że pomimo dość lekkiej tematyki, książkę czytałam stosunkowo długo i nie mogłam dobrnąć do końca.
Nie wstydź się nawet przez chwilę robienia tego, co przynosi ci radość.
Pomijając już brak akcji, przewidywalną fabułę i brak jakichkolwiek ciekawszych elementów magicznego świata, chociaż bohaterowie mogli okazać się rewelacyjni. Na to właśnie liczyłam najbardziej i na to przygotowywały mnie recenzje innych osób. Liczne zachwyty oraz mnogość gadżetów z podobiznami bohaterów, których tak uwielbiają czytelnicy, wywołały we mnie przekonanie, że nawet jeśli wszystko inne będzie kiepskie, bohaterowie będą naprawdę barwi. Jasne. Jaka ja byłam naiwna... Niemal każda z postaci jest jednowymiarowa, stworzona na jednym schemacie, bez ikry. Dobrze, że nie żyją naprawdę, bo sami ze sobą, w swojej skórze, musieliby się wynudzić - nawet jeśli są magicznymi istotami. Nie mówiąc już o tym, że Feyre ląduje na mojej liście najbardziej irytujących postaci, a Tamlin w swojej bestialskości może sobie podać rękę z Edwardem Cullenem.
Jak na kogoś o kamiennym sercu wykazujesz ostatnio nadzwyczajną jego wrażliwość.
Pytam się również, gdzie podziała się baśniowość? Nie dostrzegłam jej niemal nigdzie, być możne zniknęła przytłoczona bezsensem zbędnych słów. Motywu Pięknej i Bestii można szukać z lupą, a i tak znajdzie się wyłącznie okruchy okruchów. Magiczny świat był tylko tłem dla głównych bohaterów, jakby pomiędzy nimi naprawdę coś się działo - nie działo, książkę można streścić w pięciu pojedynczych zdaniach. Dobry pomysł zginął w zalążku.
Żałuj tych, którzy nie czują już nic.
Książka ląduje na podium rozczarowań czytelniczych tego roku. Nie sądzę, aby cokolwiek było w stanie ją z tego miejsca zrzucić. Ba, znajduje się na pewno na szczycie największych moich rozczarowań książkowych w życiu. Niedobrze. A teraz jeszcze spotykam się z opiniami, że może pierwszy tom nie jest rewelacyjny (w opozycji do tych licznych rekomendacji), ale drugi jest już naprawdę dobry... Naprawdę? Czytaliście? Warto? Nie chcę, aby kolejny raz bolała mnie żuchwa od ziewania przy książce, ale naiwnie liczę na to, że Sarah J. Maas w końcu rozwinęłaby tak dobry pomysł na powieść.
Niektórzy szukają mnie przez życie całe, lecz nigdy się nie spotykamy,
Pocałunek zaś ofiarowuję tym, którzy nie depczą mnie swymi stopami.
Niektórzy mówią, że łaskami swymi obdarzam mądrych i gładkich,
Lecz me błogosławieństwo jest dla tych, którym nie brak odwagi.
Zazwyczaj me działanie zdaje się wszystkim darem cudnym,
Lecz wzgardzona staję się potworem do pokonania trudnym
I chociaż każdy cios mój góry kruszyć by pozwolił,
Gdy zabijam, robię to bardzo powoli...
Wiele jest książek, które oczarowują okładkami. Kiedy pierwszy raz w oczy rzucił mi się "Dwór cierni i róż", zakochałam się niemalże od razu. Później przeczytałam opis, a decyzję o zamówieniu własnego egzemplarza przypieczętowały liczne rekomendacje i prawie wyłącznie same pozytywne recenzje. Teraz zastanawiam się, czy ze mną jest coś nie tak, czy też większość opinii była nieszczera.
Sińce trudniej ukryć niż ubóstwo.
Co może powstać z połączenia baśni o Pięknej i Bestii oraz legend o czarodziejskich istotach? Podobno baśniowa historia miłosna w stylu fantasy. Młoda dziewczyna zmuszona jest do ciężkich zadań domowych oraz polowania na zwierzynę, aby utrzymać przy życiu swoją rodzinę - nikt inny nie potrafi ugiąć się pod biedą i zająć się czynnościami, których nie wypada robić ludziom z wyższych sfer. Podczas polowania zamiast wilka zabija faerie, łamiąc prawo ludzi i magicznych istot. Niebawem pojawia się u niej pochodzący z Wysokiego Rodu Tamlin, który żąda rekompensaty za śmierć swojego pobratymca - Feyre musi udać się z nim do obcej krainy i spędzić tam resztę życia.
Nie utrzymasz się przy władzy, jeśli będziesz przyjaźnić z wszystkimi wokół.
Brzmi ciekawie, prawda? O tak! Zapewne byłoby ciekawie, gdyby w tej książce działo się cokolwiek - można czytać co dwudziestą lub nawet trzydziestą stronę, a czytelnika i tak wiele nie omija. Mam wrażenie, że autorka robi z odbiorców swojego dzieła ludzi bez rozumu, którym jedną informację trzeba powtórzyć co najmniej trzy razy. Jedna myśl rozwleczona na kilka zdań, prawie identycznych... To był koszmar. Może to właśnie sprawiło, że pomimo dość lekkiej tematyki, książkę czytałam stosunkowo długo i nie mogłam dobrnąć do końca.
Pomijając już brak akcji, przewidywalną fabułę i brak jakichkolwiek ciekawszych elementów magicznego świata, chociaż bohaterowie mogli okazać się rewelacyjni. Na to właśnie liczyłam najbardziej i na to przygotowywały mnie recenzje innych osób. Liczne zachwyty oraz mnogość gadżetów z podobiznami bohaterów, których tak uwielbiają czytelnicy, wywołały we mnie przekonanie, że nawet jeśli wszystko inne będzie kiepskie, bohaterowie będą naprawdę barwi. Jasne. Jaka ja byłam naiwna... Niemal każda z postaci jest jednowymiarowa, stworzona na jednym schemacie, bez ikry. Dobrze, że nie żyją naprawdę, bo sami ze sobą, w swojej skórze, musieliby się wynudzić - nawet jeśli są magicznymi istotami. Nie mówiąc już o tym, że Feyre ląduje na mojej liście najbardziej irytujących postaci, a Tamlin w swojej bestialskości może sobie podać rękę z Edwardem Cullenem.
Jak na kogoś o kamiennym sercu wykazujesz ostatnio nadzwyczajną jego wrażliwość.
Pytam się również, gdzie podziała się baśniowość? Nie dostrzegłam jej niemal nigdzie, być możne zniknęła przytłoczona bezsensem zbędnych słów. Motywu Pięknej i Bestii można szukać z lupą, a i tak znajdzie się wyłącznie okruchy okruchów. Magiczny świat był tylko tłem dla głównych bohaterów, jakby pomiędzy nimi naprawdę coś się działo - nie działo, książkę można streścić w pięciu pojedynczych zdaniach. Dobry pomysł zginął w zalążku.
Żałuj tych, którzy nie czują już nic.
Książka ląduje na podium rozczarowań czytelniczych tego roku. Nie sądzę, aby cokolwiek było w stanie ją z tego miejsca zrzucić. Ba, znajduje się na pewno na szczycie największych moich rozczarowań książkowych w życiu. Niedobrze. A teraz jeszcze spotykam się z opiniami, że może pierwszy tom nie jest rewelacyjny (w opozycji do tych licznych rekomendacji), ale drugi jest już naprawdę dobry... Naprawdę? Czytaliście? Warto? Nie chcę, aby kolejny raz bolała mnie żuchwa od ziewania przy książce, ale naiwnie liczę na to, że Sarah J. Maas w końcu rozwinęłaby tak dobry pomysł na powieść.
Niektórzy szukają mnie przez życie całe, lecz nigdy się nie spotykamy,
Pocałunek zaś ofiarowuję tym, którzy nie depczą mnie swymi stopami.
Niektórzy mówią, że łaskami swymi obdarzam mądrych i gładkich,
Lecz me błogosławieństwo jest dla tych, którym nie brak odwagi.
Zazwyczaj me działanie zdaje się wszystkim darem cudnym,
Lecz wzgardzona staję się potworem do pokonania trudnym
I chociaż każdy cios mój góry kruszyć by pozwolił,
Gdy zabijam, robię to bardzo powoli...
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 27.04.2016
Liczba stron: 524
Przeczytane: 29.07.2018
Ocena: 2/10