- To znaczy, że mogę zrzucić winę na kogoś innego?
- W pewnym sensie.
- Tego nie zrobię. Führer deleguje czynności, ale nie odpowiedzialności.
Jakiś czas temu w oczy rzuciła mi się minimalistyczna, biała okładka z bardzo sugestywnie umiejscowionym tytułem, oprócz którego na okładce znajdowała się charakterystyczna, zaczesana na lewo grzywka. I ten wymowny tytuł - "On wrócił". On. ON. Nie wiecie o kogo chodzi? O Wodza chodzi. Führera. Oczywiście, Adolfa Hitlera.
Błędy nie są od tego, żeby ich żałować, lecz żeby ich ponownie nie popełniać.
Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby Adolf Hitler wciąż żył? Albo gdyby pojawił się w dzisiejszym świecie? Timur Vermes trochę o tym pogłówkował, pisząc tę książkę, która zaczyna się od tego, że Führer budzi się we współczesnych Niemczech. Nie ma przy sobie niczego, ani nikogo - nie liczyć munduru polowego. Chłopcy grający w piłkę wcale nie należą do Hitlerjugend, a spora grupa Turków nie oznacza wielkiego sojuszu z Turcją. Jak Hitler odnajdzie się w tym świecie? I co miałby w nim robić? Odpowiedź jest prosta: być Führerem.
Nie chodzi mi o kicz czy nie kicz, gdyż w każdym kiczu tkwi jakaś resztka odczucia prostego człowieka, i dlatego dana jest tu zawsze jeszcze możliwość rozwinięcia się w prawdziwą, wielką sztukę.
Autor wyznaczył Hitlerowi nową - starą ścieżkę kariery, wróżąc mu sukces w obecnych czasach. Trudno mi się z nim nie zgodzić. Jakiś czas temu pisałam na angielski recenzję, w której odbiegłam trochę od tematu, rozwodząc się nad tym, co by było, gdyby teraz pojawił się ktoś podobny do Hitlera. Potwierdzenie hipotezy autora (i mojej też) znajduje się w ekranizacji tejże książki, albo raczej na planie filmowym. Ku zdumieniu aktorów i całej ekipy filmowej, ludzie na ulicy przyjaźnie reagowali na osobę Hitlera - chcieli zrobić sobie z nim zdjęcie, a nawet mówili, że gdyby mógł teraz zrobić porządek w Europie... No właśnie.
Że albo istniał cały naród świń, albo to, co się wydarzyło, nie było żadnym świńskim czynem, lecz wolą narodu.
Najważniejszym punktem tej książki jest to, że pokazała ona Hitlera w odmienny sposób, od tego nam znanego. Führer nie był przecież brutalną bestią - miał dość łagodne usposobienie, zainteresowania związane z kulturą, przyjazny stosunek do zwierząt (do tego stopnia, że był wegetarianinem), poczucie humoru. Posiadał też pewną mądrość - trzeba przyznać, że, bądź co bądź, był człowiekiem inteligentnym. Książka pokazuje, że od Wodza można się sporo nauczyć - chociażby kultury osobistej, której brak we współczesnym świecie politycznym jest druzgocący.
Coś panu zdradzę; to działa w ten sposób: jak nie zabija się nikogo, nie zabija się też ludzi przez pomyłkę. To takie proste!
Chociaż książka utrzymana jest w żartobliwym tonie, znajdują się w niej rozdziały przeznaczone na rozważania. Są tam mądre, niezwiązane w żaden sposób z propagandą czy ideologią fragmenty, które wskazują na niekoniecznie dobre zmiany społeczeństwa. Hitler nie krytykuje Niemiec za to, że nie są już nazistowskie, ale za negatywą przemianę mentalności i stosunku do drugiego człowieka. A że narracja jest w pierwszej osobie (co mnie bardzo zaskoczyło) fragmenty te są bezpośrednie, bardzo oddziaływają na czytelnika i sprawiają wrażenie autentyczności. Na ten ostatni aspekt mają wpływ też pojawiające się realne postaci - historyczne i współczesne.
Ale cóż: człowiek silny najsilniejszy jest wtedy, gdy jest sam.
Jak już wspomniałam, książka jest humorystyczna, stanowiąca ciekawą satyrę polityczną. Dawno się tak nie śmiałam, naprawdę. Tytułowy "on" rozbawił mnie tak bardzo, że niejednokrotnie miałam łzy w oczach. Moje rozbawienie nie było wyłącznie wynikiem czarnego humoru, jaki w sobie noszę. Wydaje mi się, że każdy może się pośmiać. Głównie obiektem kpin jest Hitler - jego "powaga" obraca się przeciwko niemu, kiedy wszyscy wybuchają śmiechem w reakcji na nią, robi karierę w mediach, a jego słowa są tutaj żartem i kpiną. Ale nie zawsze.
Polityka narodowosocjalistyczna wymaga takiego pojęcia demokracji, które nie nadaje się do umieszczenia w nazwie.
Aby książkę przeczytać, trzeba mieć sporo dystansu w sobie - szczególnie dotyczy do Polaków. Tak, zdarzają się tam żarty na temat Polski. Dystans, ogromny dystans może być zbawienny, podobnie jak kulturowe odcięcie się od współczesnego postrzegania historii. Ja ten dystans w sobie miałam, ale i tak pojawił się moment, w którym pomyślałam, że ktoś tutaj przesadził. Nie pamiętam, jaki "żart" był powodem mojego niesmaku, ale, co dziwne, na pewno nie dotyczył Polski.
Jak cywilna ludność niemiecka. Im obrzydliwiej przeciwnik zrzuca bomby, tym bardziej fanatyczny taje się opór.
Ciekawostką są też zamieszczone "artykuły" z niemieckiej gazety. Pokazany został mechanizm działania współczesnych mediów - szukanie czegoś kontrowersyjnego, wyciąganie wielkich wniosków z półsłówek, robienie szumu wokół nieprawdy. Zaśmiał się, kiedy Hitler stwierdził, że współczesne media są tak genialne, że nie musi nawet zakładać własnej gazety propagandowej.
Nie zwlekać. Śmiało do przodu. Serca kobiet są jak bitwy. Wygrywa się zadecydowaniem. Trzeba zebrać wszystkie siły i mężnie ich użyć.
Nie jest zaskoczeniem (tym bardziej, że zostało to wspomniane na okładce), że Adolf Hitler znów odnosi swoiste zwycięstwo, a autor znakomicie pokazał, że jego sukces byłby możliwy też dzisiaj. Jeśli ktoś nie rozumie, dlaczego wtedy dotarł na szczyt, ta powieść przełoży mu to na współczesne wydarzenia, bowiem książka skupia się właśnie na budowaniu wszystkiego od podstaw. Powoli dzieje się to, co kiedyś, więc czytelnik ma okazję wszystkiemu dokładnie się przyjrzeć. Jednocześnie Timur Vermes pozostawia zakończenie otwarte. Tak naprawdę punkt kulminacyjny tej historii znajduje się poza stronami książki, co oznacza, że to czytelnik może są dopowiedzieć na własny sposób.
- Najchętniej piję wodę niegazowaną - powiedziałem. - To nieodpowiedzialne, działać na szkodę organizmu narodowego.
Książkę gorąco polecam. Na pewno przypadnie do gustu nie tylko fascynatom historii, ale też ludziom, którzy lubią myśleć "co by było, gdyby...".
- Łaskawa pani, nie mam pojęcia, o czym pani mówi.
- O operacjach! - powiedziała zirytowana. - I niech pan nie udaje, że nie było żadnych. To przecież śmieszne!
- Oczywiście, że były operacje - powiedziałem rozdrażniony. Na swój sposób nie była niesympatyczna. - Lew morski, Barbarossa, Cytadela...
- W życiu nie słyszałam. Był pan zadowolony?
Na dole w sali grali piosenkę Hansa Albersa "Lotniku, pozdrów ode mnie słońce". To mnie nastroiło życzliwie i nostalgicznie. Westchnąłem.
- Z początku wszystko szło dobrze, ale potem pojawiły się komplikacje. Nie to, żeby Anglicy byli lepsi. Albo Rosjanie. Ale mimo wszystko...
Przyglądała mi się.
- Nie widać żadnych blizn - powiedziała tonem znawcy.
- Nie chcę się uskarżać - powiedziałem. - Najgłębsze rany los zadaje naszym sercom.
Przeczytane: 14.03.2017
Ocena: 9/10
- W pewnym sensie.
- Tego nie zrobię. Führer deleguje czynności, ale nie odpowiedzialności.
Jakiś czas temu w oczy rzuciła mi się minimalistyczna, biała okładka z bardzo sugestywnie umiejscowionym tytułem, oprócz którego na okładce znajdowała się charakterystyczna, zaczesana na lewo grzywka. I ten wymowny tytuł - "On wrócił". On. ON. Nie wiecie o kogo chodzi? O Wodza chodzi. Führera. Oczywiście, Adolfa Hitlera.
Błędy nie są od tego, żeby ich żałować, lecz żeby ich ponownie nie popełniać.
Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby Adolf Hitler wciąż żył? Albo gdyby pojawił się w dzisiejszym świecie? Timur Vermes trochę o tym pogłówkował, pisząc tę książkę, która zaczyna się od tego, że Führer budzi się we współczesnych Niemczech. Nie ma przy sobie niczego, ani nikogo - nie liczyć munduru polowego. Chłopcy grający w piłkę wcale nie należą do Hitlerjugend, a spora grupa Turków nie oznacza wielkiego sojuszu z Turcją. Jak Hitler odnajdzie się w tym świecie? I co miałby w nim robić? Odpowiedź jest prosta: być Führerem.
Nie chodzi mi o kicz czy nie kicz, gdyż w każdym kiczu tkwi jakaś resztka odczucia prostego człowieka, i dlatego dana jest tu zawsze jeszcze możliwość rozwinięcia się w prawdziwą, wielką sztukę.
Autor wyznaczył Hitlerowi nową - starą ścieżkę kariery, wróżąc mu sukces w obecnych czasach. Trudno mi się z nim nie zgodzić. Jakiś czas temu pisałam na angielski recenzję, w której odbiegłam trochę od tematu, rozwodząc się nad tym, co by było, gdyby teraz pojawił się ktoś podobny do Hitlera. Potwierdzenie hipotezy autora (i mojej też) znajduje się w ekranizacji tejże książki, albo raczej na planie filmowym. Ku zdumieniu aktorów i całej ekipy filmowej, ludzie na ulicy przyjaźnie reagowali na osobę Hitlera - chcieli zrobić sobie z nim zdjęcie, a nawet mówili, że gdyby mógł teraz zrobić porządek w Europie... No właśnie.
Że albo istniał cały naród świń, albo to, co się wydarzyło, nie było żadnym świńskim czynem, lecz wolą narodu.
Najważniejszym punktem tej książki jest to, że pokazała ona Hitlera w odmienny sposób, od tego nam znanego. Führer nie był przecież brutalną bestią - miał dość łagodne usposobienie, zainteresowania związane z kulturą, przyjazny stosunek do zwierząt (do tego stopnia, że był wegetarianinem), poczucie humoru. Posiadał też pewną mądrość - trzeba przyznać, że, bądź co bądź, był człowiekiem inteligentnym. Książka pokazuje, że od Wodza można się sporo nauczyć - chociażby kultury osobistej, której brak we współczesnym świecie politycznym jest druzgocący.
Coś panu zdradzę; to działa w ten sposób: jak nie zabija się nikogo, nie zabija się też ludzi przez pomyłkę. To takie proste!
Chociaż książka utrzymana jest w żartobliwym tonie, znajdują się w niej rozdziały przeznaczone na rozważania. Są tam mądre, niezwiązane w żaden sposób z propagandą czy ideologią fragmenty, które wskazują na niekoniecznie dobre zmiany społeczeństwa. Hitler nie krytykuje Niemiec za to, że nie są już nazistowskie, ale za negatywą przemianę mentalności i stosunku do drugiego człowieka. A że narracja jest w pierwszej osobie (co mnie bardzo zaskoczyło) fragmenty te są bezpośrednie, bardzo oddziaływają na czytelnika i sprawiają wrażenie autentyczności. Na ten ostatni aspekt mają wpływ też pojawiające się realne postaci - historyczne i współczesne.
Ale cóż: człowiek silny najsilniejszy jest wtedy, gdy jest sam.
Jak już wspomniałam, książka jest humorystyczna, stanowiąca ciekawą satyrę polityczną. Dawno się tak nie śmiałam, naprawdę. Tytułowy "on" rozbawił mnie tak bardzo, że niejednokrotnie miałam łzy w oczach. Moje rozbawienie nie było wyłącznie wynikiem czarnego humoru, jaki w sobie noszę. Wydaje mi się, że każdy może się pośmiać. Głównie obiektem kpin jest Hitler - jego "powaga" obraca się przeciwko niemu, kiedy wszyscy wybuchają śmiechem w reakcji na nią, robi karierę w mediach, a jego słowa są tutaj żartem i kpiną. Ale nie zawsze.
Polityka narodowosocjalistyczna wymaga takiego pojęcia demokracji, które nie nadaje się do umieszczenia w nazwie.
Aby książkę przeczytać, trzeba mieć sporo dystansu w sobie - szczególnie dotyczy do Polaków. Tak, zdarzają się tam żarty na temat Polski. Dystans, ogromny dystans może być zbawienny, podobnie jak kulturowe odcięcie się od współczesnego postrzegania historii. Ja ten dystans w sobie miałam, ale i tak pojawił się moment, w którym pomyślałam, że ktoś tutaj przesadził. Nie pamiętam, jaki "żart" był powodem mojego niesmaku, ale, co dziwne, na pewno nie dotyczył Polski.
Jak cywilna ludność niemiecka. Im obrzydliwiej przeciwnik zrzuca bomby, tym bardziej fanatyczny taje się opór.
Ciekawostką są też zamieszczone "artykuły" z niemieckiej gazety. Pokazany został mechanizm działania współczesnych mediów - szukanie czegoś kontrowersyjnego, wyciąganie wielkich wniosków z półsłówek, robienie szumu wokół nieprawdy. Zaśmiał się, kiedy Hitler stwierdził, że współczesne media są tak genialne, że nie musi nawet zakładać własnej gazety propagandowej.
Nie zwlekać. Śmiało do przodu. Serca kobiet są jak bitwy. Wygrywa się zadecydowaniem. Trzeba zebrać wszystkie siły i mężnie ich użyć.
Nie jest zaskoczeniem (tym bardziej, że zostało to wspomniane na okładce), że Adolf Hitler znów odnosi swoiste zwycięstwo, a autor znakomicie pokazał, że jego sukces byłby możliwy też dzisiaj. Jeśli ktoś nie rozumie, dlaczego wtedy dotarł na szczyt, ta powieść przełoży mu to na współczesne wydarzenia, bowiem książka skupia się właśnie na budowaniu wszystkiego od podstaw. Powoli dzieje się to, co kiedyś, więc czytelnik ma okazję wszystkiemu dokładnie się przyjrzeć. Jednocześnie Timur Vermes pozostawia zakończenie otwarte. Tak naprawdę punkt kulminacyjny tej historii znajduje się poza stronami książki, co oznacza, że to czytelnik może są dopowiedzieć na własny sposób.
- Najchętniej piję wodę niegazowaną - powiedziałem. - To nieodpowiedzialne, działać na szkodę organizmu narodowego.
Książkę gorąco polecam. Na pewno przypadnie do gustu nie tylko fascynatom historii, ale też ludziom, którzy lubią myśleć "co by było, gdyby...".
- Łaskawa pani, nie mam pojęcia, o czym pani mówi.
- O operacjach! - powiedziała zirytowana. - I niech pan nie udaje, że nie było żadnych. To przecież śmieszne!
- Oczywiście, że były operacje - powiedziałem rozdrażniony. Na swój sposób nie była niesympatyczna. - Lew morski, Barbarossa, Cytadela...
- W życiu nie słyszałam. Był pan zadowolony?
Na dole w sali grali piosenkę Hansa Albersa "Lotniku, pozdrów ode mnie słońce". To mnie nastroiło życzliwie i nostalgicznie. Westchnąłem.
- Z początku wszystko szło dobrze, ale potem pojawiły się komplikacje. Nie to, żeby Anglicy byli lepsi. Albo Rosjanie. Ale mimo wszystko...
Przyglądała mi się.
- Nie widać żadnych blizn - powiedziała tonem znawcy.
- Nie chcę się uskarżać - powiedziałem. - Najgłębsze rany los zadaje naszym sercom.
Przeczytane: 14.03.2017
Ocena: 9/10