12/19/2019

12/19/2019

Dlaczego wściekam się, kiedy pod choinkę dostaję książki?



Dawno, dawno temu kochałam dostawać książki - dosłownie na każdą okazję. Co roku moja rodzina z nienawiścią syczała, kiedy wymyślałam, że pod choinką chcę znaleźć książkę. Ile można?! Ile tych książek?! Gdzie je wszystkie będziesz trzymać?! Pod latach przyznaję im (niechętnie) rację - ile można?!

Prawda jest taka, że wielu książkoholików jest przestymulowanych literaturą - szczególnie, jeśli ktoś współpracuje z wydawnictwami. Wówczas trzymają nas terminy, więc czytanie wciskamy w każdą białą plamę swojego dnia. Puste 30 minut? Trzeba poczytać, żeby zdążyć przed premierą. 10 minut jazdy tramwajem? Lektura jest obowiązkowa! 

Kiedy ktoś regularnie dostaje książki z wydawnictwa, absurdem jest znajdowanie ich jeszcze pod choinką. U mnie przeważyło jednak coś innego - praca. I nie - nie jest to praca w branży wydawniczej. Praca oznacza przychody, a przychody oznaczają wydawanie pieniędzy. W moim budżecie rozplanowana jest pula, którą raz na jakiś czas przeznaczam na dużą dostawę książek - wtedy zbieram wszystkie must read tytuły i zamawiam. 

Kiedy więc kilka lat temu poszłam do pracy, a zamawianie książek stało się chlebem powszednim, pod choinkę zapragnęłam czegoś innego. Zdałam sobie sprawę, że kolejna lektura nie jest niczym niezwykłym, a ja tak do końca nie pamiętam, od kogo i kiedy dostałam daną książkę, która wcale nie była rewelacyjna. Ba, często tej książki tak do końca nie pamiętam... Ups. 

A przecież prezenty mają być czymś wyjątkowym. Czymś, co będzie nam przypominać o danej osobie. Nie potrzebujemy setnej książki na naszym stosie wstydu z pozycjami do przeczytania. My, książkoholicy, potrzebujemy dodatkowej półki, a najlepiej to mieszkania dla książek - ale wiadomo, że takie rzeczy pod choinkę się nie zmieszczą. ;)

Jakiś czas temu uzmysłowiłam sobie, że pamiętam okoliczności otrzymania książki tylko i wyłącznie wtedy, gdy okazała się ona dla mnie ważna. Przykład? "Przynieście mi głowę wiedźmy" Kim Harrison dostałam od swojej cioci w gimnazjum. Kiedy pojechałyśmy do księgarni po prezent świąteczny, powinnam być w kościele na roratach, które musiałam zaliczyć, żebym została dopuszczona do bierzmowania. Mało tego - pamiętam, jakie inne książki wtedy oglądałam. Do dziś jest to moja ukochana seria, która sprawiła, że pokochałam sok pomarańczowy i skórzane spódnice. 

Dlatego jeśli planujecie wręczyć komuś książkę, postarajcie się trochę. Nie wchodźcie do księgarni i nie kupujcie pierwszej lepszej powieści świątecznej (która, notabene, okażę się niezłym shitem). Spójcie na zainteresowania bliskich. Może ktoś kolekcjonuje piękne wydania swojej ulubionej powieści - na przykład "Alicji w Krainie Czarów"? Może ktoś szuka swojej ukochanej książki w innym języku? Może ktoś zbiera rzadko spotykane, stare woluminy i marzy o wydaniu "Pana Tadeusza" z czasów jego/jej dziadków? Od razu banalna książka staje się wyjątkowym prezentem. 

Dodam, że tytułowe "pod choinkę" oznacza każdy prezent - nie tylko świąteczny, ale też imieninowy, urodzinowy i każdy inny. 

17 komentarzy:

  1. Bardzo mądry post🤗
    Książki powinny być podarowane tylko tym osobom, które dobrze znamy i wiemy, jaki mają gust, upodobania.
    Prezenty tylko od ♥️📖.
    Ja obecnie tylko słucham📚
    Rodzina czyta, mamy sporo w domku 📖
    Pozdrawiam serdecznie przedświątecznie 🎄💚🍵🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Książki zawsze powinny być kupowane rozważnie. :)

      Usuń
  2. Tytuł trochę do mnie nie przemawia, bo trąci roszczeniowym podejściem, ale rozumiem, że miał przyciągać uwagę. Niektórzy mogą po prostu nie wiedzieć, że nie chcesz książek, a skoro je lubisz, to wydaje się, że to prezent idealny, na dodatek łatwo dostępny.

    Sam wydźwięk posta jest mi bliski, a stwierdzenie, że jesteśmy "przestymulowani literaturą" trafia w samo sedno. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma nic roszczeniowego w emocjach, czysta biologia :D
      Z tą stymulacją to fakt. Od czytania książek też może boleć głowa, a czytanie po 600 książek rocznie jest przykre, bo to znaczy, że ktoś praktycznie nie ma prawdziwego życia.

      Usuń
  3. Problem z kupowaniem książkę wynika z tego chyba, że książki to nie jest prezent "uniwersalny" jak słodycze, ręcznie robione ciastka czy świąteczny termofor, czyli typowe graty, które kupujemy sobie na pracowniczych wigiliach i udajemy, że się cieszymy. I nie można na książkę dawaną czytelnikowi patrzeć jak na coś uniwersalnego. Czytelnika trzeba świetnie znać, bo dużo różnych ważnych punktów funkcjonuje w jego sposobie czytania i gromadzenia.
    Najbardziej problematyczny prezent książkowy - dostałam książkę fajną, ale tak grubą, że nadal nie jestem w stanie dowieźć jej z domu rodzinnego do miejsca, w którym realnie mieszkam. I raczej nigdy tego nie zrobię, bo się często przeprowadzam. A więc jej nie przeczytam. Była dopasowana do mojego gustu, ale ktoś nie uświadomił sobie, że jestem studentem, i to z chorymi plecami.
    Albo ktoś nie wie, że nie lubię zbędnych przedmiotów. Że wolę e-booki. Że wolę stare wydania od nowych. Gdy ma się mnie na bieżąco i rozmawia ze mną o książkach, kupienie mi jednej to bułka z masłem - tak dostałam np. reprint modlitewnika królowej Bony albo jedną z książek Le Guin i bardzo się z nich cieszę. Ale dawanie komuś znanych bestsellerów czy książek z topu w empiku to zdecydowanie słaby pomysł. Nawet zjeść się tego nie da.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety lub stety, książka nie jest uniwersalnym prezentem, chociaż w okresie świątecznym niektóre księgarnie próbują wmówić społeczeństwu, że są, jak najbardziej. :D
      I właśnie o to chodzi w gromadzeniu książek - aby mieć te piękne i wartościowe.

      Usuń
  4. Coś w tym jest :)
    Od kiedy zaczęłam współpracę z kilkoma wydawnictwami na święta nie dostaję książek, uważam że zawsze książkę mogę sobie kupić lub dostać od wydawnictwa, bardziej ucieszą mnie inne rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam ciągle cieszę się z każdej otrzymanej książki, choć tylko mąż to rozumie ;p. Ale jakbym komuś miała kupić książkę to tylko taką, którą ta osoba naprawdę chce. Wiem, że nie każdy jest świrem czytającym wszystko, który chce zamieszkać w bibliotece z bajki Piękna i Bestia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! Ja mogłabym zamieszkać w takiej bibliotece, ale jednak książkowe prezenty już mnie tak nie cieszą. Nie przy takiej ilości książek na półkach :D

      Usuń
  6. Bardzo istotny post :)
    Ja pod choinkę rzadko dostaję książkę, mąż mi nie kupi, sama sobie tylko co kilka lat, bo nie potrzebna mi okazja :) Także jak znajduję coś pod drzewkiem to od przyjaciółki, która zna listę must have :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś, kto zna listę must read, to prawdziwy skarb ;)

      Usuń
  7. Moi znajomi rzadko trafiają w moje czytelnicze gusta :( Zaczęłam uprzedzać ich o to, co chciałabym przeczytać, ale od tego niestety czar dawania prezentów prysł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak miałam! Po prostu podawałam im gotowe tytuły i tyle, no ale... Czar pryskał.

      Usuń
  8. Coś w tym jest...
    Ale nie ma to jak książka zupełnie nietrafiona - nie w mój gust, albo zdublowana..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu leży i się kurzy... Albo czeka na drugie życie. :)

      Usuń
  9. A ja lubię dostawać książki oj bardzo, ale najlepiej jak podsyłam swoją listę i wtedy zakupik z nich mile widziany, albo klasyka zawsze chętnie ^^ Czasem dostaję książki od wydawnictw, ale dużo tego nie ma więc, mnie aż tak terminy nie gonią ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Satukirja , Blogger