9/30/2019

9/30/2019

"Ptaki czarownicy. Baśnie fińskie"

"Ptaki czarownicy. Baśnie fińskie"
Nie ma nic bardziej magicznego od szczypty słów zamkniętych w przepięknych opowieściach. A gdzie szukać największego skupiska czytelniczej magii? Oczywiście, że w baśniach. 

Już od dawna marzyłam o upolowaniu "Ptaków czarownicy", czyli fińskich baśni. Znalezienie czegokolwiek z literatury fińskiej graniczy z cudem. Nie mówiąc już nawet o tych starych książkach - wspomniany zbiór fińskich baśni został wydany przez Wydawnictwo Poznańskie w 1988 roku. Magia wydawała się być potrzebna do poszukania tej książki, jednak niespodziewanie sprawnie udało się ją znaleźć i bardzo szybko była już u mnie. 

"Ptaki czarownicy" to, oczywiście, zbiór fińskich baśni - tych mniej i tych bardziej znanych. Większość z nich jest mniej znana nawet w Finlandii, co całemu zbiorowi dodaje uroku. Uwielbiam ogromne zbiory regionalnych gawęd, ponieważ wtedy czytam coś nowego. Baśnie fińskie były dla mnie czymś prawie nieznanym - tylko kilka z nich znałam już wcześniej. 

Jakie są fińskie baśnie? Inne. Bardziej surowe, czym przywodzą na myśl dalekie i bezludne części północnej Finlandii oraz klimat tamtych rejonów. Są też bardziej abstrakcyjne i do zrozumienia ich często trzeba pozbyć się zdroworozsądkowej logiki. Zarazem są także bardziej konkretne - język jest prosty i dosadny, więc dialogi przypominają stereotypową rozmowę Finów. 

"Ptaki czarownicy" polecam osobom, które zakochane są w magicznych opowieściach. Ci, który kochają północne kręgi, koniecznie muszą przeczytać tę książkę. Jestem pewna, że dadzą się zaczarować fińskim słowom.

Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Data wydania: 1988 rok
Liczba stron: 303
Przeczytane: 15.06.2019
Ocena: 8/10

9/16/2019

9/16/2019

Tomek Cze "Komornik, czyli śmieszna opowieść o emigracji"

Tomek Cze "Komornik, czyli śmieszna opowieść o emigracji"
Uwielbiam książki o Irlandii pisane z polskiego punktu widzenia, ponieważ świetnie obrazują różnice kulturowe. Już wcześniej miałam okazję przekonać się, jakie śmieszne sytuacje z tego wynikają. Kiedy więc znajomi polecili mi "Komornika, czyli śmieszną opowieść o emigracji", nie zastanawiałam się zbyt długo i zamówiłam książkę.

Książka Tomasza Cze powstała na podstawie przeżyć autora, który zmuszony został do wyjazdu z Polski. Powód? Prawie taki sam jaki miała większość ludzi, wyjeżdżających za granicę jeszcze kilkanaście lat temu - problemy finansowe, chęć lepszego zarobku, życie na wyższym poziomie.

To podobno najlepsza opowieść o emigracji. Naprawdę? Bardzo, ale to bardzo w to wątpię. Wiem, że o książce nie świadczy okładka ani wydanie, jednak tutaj formatowanie tekstu (lub też raczej jego brak) skutecznie utrudniało czytanie. Raz na jakiś czas fragmenty nie zostały wyjustowanie, co wprawiało mnie w stan niezwykłej irytacji. Kto by się spodziewał, że tak drobna rzecz okaże się tak upierdliwa.

Sama jakość słów... Szkoda o tym w ogóle pisać. Poziom niski. Zdaję sobie sprawę, że książka nie została napisania przez wybitnego autora, jednak przez kilka stron czytałam w kółko to samo. Czasami zmieniały się tylko wyrazy, a czasami tylko ich szyk. Dodać do tego charakter samego autora, który winę zrzuca na innych lub dla kontrastu i wzbudzenia litości przyjmuje na siebie winę, aby wybielić się przed czytelnikiem... Nie, zdecydowanie to nie dla mnie.

To właśnie sprawiło, że opisywanie wydarzenia są smętne, a akcja ciągnie się jak flaki z olejem. Nuda. Ogromna nuda. Rzekomy wątek kryminalny i komedia chyba także uciekły ze stron z tej książki. Przez prawie 300 stron zaśmiałam się tylko raz, a żart nie był specjalnie wyszukany.

Jednak najważniejsze jest to, o czym "Komornik" miał być. Podobno to opowieść o emigracji. Podobno. Ja powiedziałabym, że to opowieść o życiu Tomasza Cze, a emigracja do Irlandii jest tutaj wątkiem bardzo pobocznym. Zdziwieni? Nie możecie w to uwierzyć? Ale jak inaczej wytłumaczyć to, że akcja zaczyna się dziać na zielonej wyspie dopiero od 80 strony? Wcześniej czytamy o rodzinie i dyskotekowych imprezach...

Dla mnie ta książka nie ma większego sensu bytu. Nie mam pojęcia, komu mogłabym ją polecić, bo osobom zainteresowanym tematem polskiej emigracji lub Irlandii, na pewno nie mogę jej zarekomendować.

Wydawnictwo: -
Data wydania: 05.06.2017
Liczba stron: 264
Przeczytane: 30.08.2019
Ocena: 2/10

9/06/2019

9/06/2019

Podsumowanie lipca i sierpnia

Podsumowanie lipca i sierpnia
Byle do końca lipca - później lato ucieka zdecydowanie szybciej. Teraz mamy początek września, a w powietrzu czuć już jesień. Na szczęście. Jesień to czas na urlop, zredukowany ruch w pracy, mniej ludzi na ulicach, więcej czasu dla siebie, mniejsze zmęczenie i przyjemniejsze podróże. Ah, no i klimat do czytania.

W lipcu przeczytałam 6 książek, co dało mi 1020 stron. Ekspresem przeczytałam "Zniszczoną", która okazała się naprawdę okropną lekturą. Drugi tom opowieści o Vladku, czyli "Zębiastyczni przyjaciele", także nie przypadł mi do gustu. Odbiłam to sobie zbiorem aforyzmów Wilde'a, a następnie odrobiną fińskiej literatury - "Pomysłem gubernatora". Całość dopełniłam cudowną książką, którą przeczytałam po polsku i po angielsku. Mowa, oczywiście, o "Kalsarikänni. Sztuka relaksu po fińsku" i "Päntsdrunk. The Finnish Path to Relaxation (Drinking at Home, Alone, in Your Underwear)"

Dużo? Mało? Nie wiem. Patrząc na mój brak chęci do życia, jest całkiem nieźle. I patrząc na to, że więcej czasu spędziłam poza domem... Ważne, że koncert Bon Jovi odhaczony i teraz można odliczać już tylko do koncertu mojego muzycznego cudeńka - Ghost w listopadzie. Lipiec był też gorącym okresem na studiach, bo w końcu je ukończyłam. Absolutorium już za mną, a przede mną tylko praca magisterska. Kolejny miesiąc był już sielanką, jeśli chodzi o atrakcje. 

W sierpniu zwolniłam, jeśli chodzi o czytanie. Musiałam w końcu zabunkrować się z artykułami do magisterki. Niemniej, przeczytałam znów 6 książek i tym razem dały mi one 2344 stron. Objętościowo książki wygrały nad tymi z lipca, a największą z nich było "Chodząc nędznymi ulicami". Nie zachwyciła mnie, podobnie jak "Dygot", "Królowie Wyldu" i "Komornik, śmieszna opowieść o emigracji". Za to "Męskie sprawy" i "Uczciwa oszustka" wynagrodziły mi wszystkie literackie bóle. 

Przez te dwa miesiące na blogu nie pojawiło się zbyt wiele postów. Obowiązkowo wrzuciłam podsumowanie czerwca, tym razem ze szczyptą zdjęć z Krakowa. Opublikowałam recenzję "Męskich spraw", a także "Kalsarikänni. Sztuka relaksu po fińsku". Oprócz książkowych spraw, napisałam post o tym czego nauczyła mnie praca w biurze podróży.

A jak minęły Wasze wakacje? Książkowo wypadły dobrze? Też tak macie, że latem czytacie zdecydowanie więcej? 

9/01/2019

9/01/2019

Agata Jankowska, Michał Pozdał "Męskie sprawy"

 Agata Jankowska, Michał Pozdał "Męskie sprawy"
Zewsząd bombardują nas hasła, że prawdziwych mężczyzn już nie ma. Podobno męskość przechodzi kryzys. Zgadzacie się z tymi słowami? 

Kwestię rzekomo zanikającej męskości w swojej książce poruszył Michał Pozdał. Nazwisko tego psychoterapeuty powinni znać wszyscy zainteresowani seksuologią. Dla mnie to renoma sama w sobie i gwarancja ciekawej, rzetelnej wiedzy. Właśnie to nazwisko sprawiło, że musiałam przeczytać „Męskie sprawy. Życie, seks i cała reszta”. 

Okładka zdradza, jakie męskie hasła zostały poruszone w książce – erekcja, kryzys, miłość, orgazm, ojcostwo, złość, fantazje, ciało, masturbacja, zazdrość, zdrada. Ale to nie wszystko. Całość została podzielona na siedemnaście rozdziałów, dotyczących kryzysu męskości, wychowania chłopców, homoseksualizmu, postrzegania matki, masturbacji wśród dzieci, pornografii, życia łóżkowego, orgazmu, gwałtu mężczyzn, zaburzeń seksualnych, męskiej prostytucji, kultu ciała, zazdrości, zdrady, zboczeń, namiętności, ojcostwa i starzenia się. 

Sporo? Bardzo! To wszystko zmieściło się na zaledwie trzystu stronach. Objętość to jednak nie wszystko. Obawiałam się, że ciężkość tych zagadnień mnie przygniecie, a ogrom wiedzy wybuchnie w mojej głowie. Nic z tego. Okazało się, że Michał Pozdał potrafi sprzedać dużą dawkę informacji w bardzo przystępny sposób. 

Jak to się stało? Sądzę, że to spora zasługa formy lektury – wywiadu, który poprowadziła Agata Jankowska. Z racji tego, że autorzy często mieli zupełnie różne spojrzenia na pewne sprawy, emocje były obecne w książce. Tak, tak, dobrze czytacie – emocje w popularnonaukowej pozycji. 

Z niecierpliwością czytałam odpowiedzi psychoterapeuty, kiedy dziennikarka zadawała kolejne niewygodne pytania. Tym bardziej, że odpowiedzi były na bardzo wysokim poziomie merytorycznym, a dodatkowo zostały udzielone w bardzo przystępny, nierzadko humorystyczny sposób. Wiedza psychologiczna i biologiczna to jedno, ale pojawiły się też odwołania do szeroko rozumianej kultury, a to w temacie męskości jest kluczową sprawą. 

Michał Pozdał obalił kilka mitów i przełamał wiele stereotypów. Przywołał wiele autentycznych przykładów ze swojego doświadczenia zawodowego, aby zobrazować naukowe tezy. Pomógł czytelnikowi zrozumieć swój punkt widzenia, starając się jak najlepiej opisać męskie uczucia i emocje. Z pomocą Agaty Jankowskiej wychwycił różnice płciowe, a czasami te różnice minimalizował. 

Czytając tę książkę, bardzo żałowałam, że nosi taki tytuł. Być może mało kobiet wybierze tę pozycję, skoro to tylko męskie sprawy… Ale to zdecydowanie nie są tylko męskie sprawy. Chociaż książka bezpośrednio dotyczy mężczyzn, to często poruszane są też kobiece zagadnienia – no bo w końcu kobiety biorą udział w wychowaniu chłopców, a heteroseksualne kobiety są zainteresowane męskim życiem łóżkowym… Może nie wszystkie, ale spora część na pewno. 

Właśnie dlatego „Męskie sprawy” polecam nie tylko mężczyznom w każdym wieku – od młodzieży po seniorów, każdy znajdzie coś dla siebie. Ponadto, książkę polecam także kobietom. Temat jest po prostu interesujący. 


Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 18.05.2016
Liczba stron: 304
Przeczytane: 28.08.2019
Ocena: 10/10
Copyright © Satukirja , Blogger