5/27/2017

5/27/2017

"On wrócił" reż. David Wnendt

Źródło: filmweb
Minęło już trochę czasu, odkąd przeczytałam książkę Timura Vermesa "On wrócił". O samej książce możecie przeczytać tutaj. Dopiero teraz udało mi się zasiąść do filmu. Czy warto go obejrzeć? Jak najbardziej. 

Przede wszystkim trudno tutaj powiedzieć o ekranizacji. Staram się w ogóle nie traktować filmów jak ekranizacji, tylko mówię sobie "na podstawie powieści", "na podstawie powieści", "na podstawie powieści", tak w kółko. Wtedy mniej od filmu wymagam i wyłapuję się na wyszukiwaniu w nim motywów, które zostały wykorzystane w książce. Film nigdy nie będzie książką i twórcy filmu "On wrócił" doskonale zdawali sobie z tego sprawę, tworząc wariację na temat książki i poruszonej w niej tematyce.

Główny wątek pozostaje bez zmian - Adolf Hitler budzi się nagle na nieokreślonym terenie zielonym, nie mając nic przy sobie. Ubrany jest w mundur, który został ubrudzony w pobliskiej kałuży. Sytuacja może nie byłaby tak dziwna, gdyby nie fakt, że jest XXI wiek, a żaden z jego współpracowników nie odpowiada na wołania. I wtedy podchodzą oni - młodzi chłopcy, przedstawiciele współczesnej młodzieży niemieckiej. Nie mają na sobie munduru Hitlerjudend, ale jeden z nich ma na plecach napis "Ronaldo 7", czyli zapewne swoje imię... 

Cześć sytuacji została zachowana, ale mam wrażenie, że zupełnie odbiegnięto od samej powieści - niektóre dialogi były niedokończone, niektóre fragmenty nie znalazły swojego zastosowania, a niektóre zostały przesunięte w kolejności. Już od samego początku widz zderza się z wieloma ciekawymi scenami, których autor powieści nie ujął w swoim dziele. Czy to dobrze? Tak. A to dlaczego? Ponieważ rozszerzono to, co i tak można przeczytać. 

Od połowy film staje się uzupełnieniem książki, która nawet pojawia się na ekranie. Filmowy Hitler już ją napisał. Podoba mi się ten zabieg. Po pierwsze - jeśli ktoś czytał książkę, tutaj może zobaczyć coś więcej, a nie tylko obrazki, które wcześniej widział w wyobraźni za sprawą czytanych słów. Po drugie - jeśli kogoś film zaciekawi, chętniej sięgnie po lekturę, która jest wykorzystywana jako rekwizyt, niż jakoby było o niej wspomniane na początku lub na końcu produkcji. Ba, będzie nawet wiedział, jakiej okładki szukać w księgarni. Po trzecie - to fantastyczny pomysł na marketing powieści, nie kolejny chamski product placement soku lub telefonu mark X. Czytelnictwo trzeba promować, a wiadomo, że chociaż film jest na podstawie książki, to i tak przyciągnie całą szerzę ludzi, którzy nie czytają. Dzięki temu może poczują się zachęceni do pozycji Timura Vermesa. 

Dlaczego jeszcze podoba mi się pomysł odbiegnięcia od samej powieści? Dlatego, że powieść jest suchym przedstawieniem faktów. Jeśli trafi w ręce bezrefleksyjnej osoby, może stać się niebezpiecznym narzędziem. Nie ma tam żadnego komentarza, a wnioski należy wyciągnąć samemu. Film trafia do większej liczby odbiorców, a oczywistym wydaje się być fakt, że mniej inteligentni ludzie chętniej sięgną po film niż książkę. Istniało zatem ryzyko, że ktoś zrozumie przesłanie pisarza w inny sposób. Tutaj widz ma do czynienia z refleksją już na ekranie. 

Najbardziej podoba mi się rozszerzenie myśli książkowej na temat rządów Hitlera, która w filmie pada w zupełnie nowej scenie. "Że albo istniał cały naród świń, albo to, co się wydarzyło, nie było żadnym świńskim czynem, lecz wolą narodu.", choć cytat ten został trochę zmieniony. Scena jednak jest obłędna. Nie tylko ze względu na rozwiniecie tej myśli, ale też ze względu na sposób patrzenia na historię. Zamiatanie jej pod dywan nic nie daje. Milczenie na temat Hitlera podobnie. Trzeba to zaakceptować. Trzeba go zaakceptować. Trzeba zaakceptować to, że jest częścią nas, częścią naszej historii. I trzeba zaakceptować, że nie wszystko było złe.

Największym atutem filmu są nagrania ludzi na ulicy i ich autentycznych reakcji na widok człowieka, który wygląda i zachowuje się jak Adolf Hitler. Jak można się domyśleć, reakcje były różne i bardzo skrajne. Czasami nie miałam też pojęcia, czy w niektóre postaci wcielał się jakiś aktor, czy były to także realne osoby. Jeśli byli to aktorzy, to bardzo świetni. Wszystko wyglądało tak, jakby ktoś kręcił z ukrytej kamery spotkanie Hitlera z jakimś człowiekiem, który z początku traktuje to spotkanie jako żart, ale w momencie, kiedy facet z wąsem zaczyna na niego krzyczeć, panicznie się boi.

Jedynym, co mi się nie podobało, był dobór muzyki. Killar nie pasował tam ani trochę. Jedynie jedna kompozycja tam pasowała, ale była ona tak sztampowa i przemielona w różnych komediach, że w uszy się nie rzucała.

No właśnie. Czy to komedia? Hm... Raczej nie. Część była zabawna, owszem. Do zrozumienia tych żartów nie potrzeba było takiego aż znowu dystansu, jak to miało miejsce w książce. Tutaj bardziej śmiano się z Hitlera i z tego, jak zachowuje się w dzisiejszym świecie. Trochę jak w "Goście, goście". Później jednak wszystko się zmienia, a film staje się poważny.

Pojawia się też pytanie - co najpierw? Książka czy film? Prawdę mówiąc, twórcy filmu podeszli do tematu tak, że w całej historii przywrócenia Hitlera do współczesności, więcej da się zrozumieć, jeśli najpierw obejrzy się film, a dopiero później przeczyta książkę. Ja z kolei najpierw zabrałam się za książkę, a dopiero później za film i nie wynudziłam się przy nim, gdyż był zupełnie nieprzewidywalny. Nie jest to może arcydzieło, ale niesie przesłanie.

Zdecydowanie polecam, nawet jeśli ktoś nie jest zainteresowany tematyką Trzeciej Rzeszy i historią w ogóle. Jest to film dla osób o giętkim umyśle, które uwielbiają zastanawiać się, co by było, gdyby, ale też dla osób, które chciałyby zobaczyć możliwą opcję. Także osoby zainteresowane współczesnym światem politycznym znajdą tutaj coś dla siebie. Ale mam wrażenie, że każdy mógłby wynieść lekcję, dlatego film polecam wszystkim bez wyjątku.

Obejrzane: 24.05.2017
Ocena: 8/10


20 komentarzy:

  1. Obawiam się, że bym nie wysiedziała... ostatnio coraz gorzej u mnie z oglądaniem filmów, bo wiercę się niezwykle, albo zasypiam XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dlatego oglądam z kimś. Ale wolę sama. A jednak oglądam sama, to oglądam na dwa razy :D

      Usuń
    2. Ostatnio w ogóle nie oglądam nic sama i cały czas przy filmach słyszę, że mam "owsiki w dupie"...

      Usuń
    3. A przy książkach siedzisz spokojnie? :D

      Usuń
  2. Uwielbiam tematy Trzeciej Rzeczy. Książkę mam na półce, więc najpierw ją przeczytam, a potem oglądnę film. Chociaż nawet nie wiedziałam, że istnieje xd

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto ją przeczytać. Jest dość lekka, szybko się czyta, więc zapewne dłużej kurzy się na półce, niż byś ją przeczytała :D

      Usuń
  3. Myślę, że obejrze ten film w najbliższym czasie :)

    Pozdrawiam Agaa
    ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. To naprawdę, naprawdę podajrzane, ale w życiu nie słyszałam ani o książce, ani o filmie, nie kojarzę nawet okładki. Pomysł jest raczej okej, ale to nie moja tematyka, więc w najbliższej przyszłośći podziękuję :)
    Pozdrawiam (i zapraszam, oddaję wszystkie szczere komentarze ^^)
    Czytam, piszę, recenzuję, polecam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O książce podobno było dość głośno, kiedy została wydana. Ja jednak tego nie pamiętam, ale jak widać, nie tylko ja przeoczyłam moment wydania :)

      Usuń
  5. Spotkałem się już wielokrotnie z bardzo przychylnym odbiorem książki " On wrócił " . Słyszałem tę opinię od osób bardzo oczytanych i często zgadzałem się z ich poczuciem piękna literatury . Przy okazji , z przyjemnością zajrzę do tej powieści . Dziękuję za bardzo ciekawą recenzję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że lektura książki okaże się ciekawsza od mojej recenzji. Przyjemnością jest ją czytać - książkę, rzecz jasna :)

      Usuń
  6. Nawet nie wiedziałam, że jest film, a ponieważ lubię takie duety książkowo-filmowe, to za jakiś czas chętnie po niego sięgnę, zapowiada się interesująco. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie duety są świetne - szczególnie kiedy nie dotyczą dłuuuugich serii książek :)

      Usuń
  7. Nie czytałam książki, ale oglądałam film. Nie jest to, co prawda, arcydzieło, ale daje do myślenia. I uświadamia, że w niektórych z nas poglądu nazistowskie jeszcze do końca nie wygasły, co jest raczej zatrważające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam trochę inną refleksję po tym filmie, ale faktycznie film daje do myślenia.

      Usuń
  8. O proszę, nie miałam pojęcia o istnieniu tego filmu, a książka już dawno mnie kusi. Chyba czas sięgnąć po jedno i drugie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. film mega zabawny i taki prawdziwy (czasem aż za bardzo). i zgodzimy się, że najlepszym elementem są te dokumentalne wstawki jak ludzie reagują za przeważającego sobowtóra Hitlera, bo bardzo dużo dają do myślenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie. A jeszcze więcej do myślenia daje wypowiedź aktora, który wcielał się w rolę Adolfa.

      Usuń

Copyright © Satukirja , Blogger