10/21/2016

10/21/2016

Tad Williams "Zaspać na Sąd Ostateczny"

Nie budź mnie pod żadnym pozorem. No chyba że trąby zagrają na Sąd Ostateczny. 

Poległam. Poległam. Poległam. Przyznaję się. Tad Williams mnie zaczarował, aby Bobby Dolar mógł porwać moje serce. No ale może od początku... 

Trzeba przyznać, Bobby, że masz dryg do zawierania ciekawych znajomości. Tylko czemu wszyscy chcą cię zabić na pierwszej randce?

Bardzo wysoko oceniłam dwie pierwsze części serii o aniele Dolorielu - szerzej znanym jako Bobby D. Trzecia część została napisana w 2014 roku, jednak polski wydawca przespał tę sprawę. Straciłam wiarę i nie sądziłam, że jednak ukaże się ona w naszym kraju. Aż stał się boski cud! Trzecia część, czyli "Zaspać na Sąd Ostateczny", pojawiła się na księgarnianych półkach w tym roku. Mojej radości nie było końca. 

Sarkazm jest jak zajęcia wyrównawcze dla upośledzonych na humorze.

I wciąż nie widzę nawet zapowiedzi schyłku tej euforii. Widziałam, że tak będzie, opierając się na tym, co przygotował dla mnie autor w poprzednich częściach. Jego mistrzowski styl stał się moim niedoścignionym wzorem, a głównego bohatera mam ochotę wyciągnąć z literackich stron i uczynić moim zaufanym przyjacielem. Ale co się stało, że duet Tad - Bobby stał się jeszcze lepszy? I jak to w ogóle możliwe?

Gdy przeszedłem na Zewnątrz, czekała na mnie cierpliwie, wcale nie zaskoczona tym, co się dzieje, z wyjątkiem tego, że nie mam skrzydeł. 
- Jeszcze nie zasłużyłem na nie - mruknąłem. Odpowiedź trochę mijała się z prawdą,ale za to była prosta i zrozumiała. 
- Na pewno wkrótce zasłużysz, młodzieńcze. - Ścisnęła mi dłoń. - Masz przyjemną twarz. 
Aha, czyli śmierć nie poprawiła jej wzroku. 

Przypomnę, że poprzednim razem mój skrzydlak próbował uratować swoją wybrankę (no dobra, tylko kochankę) z czeluści piekielnych. Demonicę - żeby sprawa była jasna. Zszedł za nią do gorących piwnic świata, przechodząc przez wszystkie ich poziomy i przy okazji zadzierając z niemal wszystkimi napotkanymi potworami (a jednocześnie zadzierając z szefostwem - Niebem - ale to w jego przypadku nic nowego). Przede wszystkim - znów popadł z konflikt z Eligorem Jeźdźcem, czyli piekielnym księciem i właścicielem jego oblubienicy. 

- Przepraszam, że nie mogłem wpaść na ten lunch, B. Wiesz, jak to jest. Rzeczy do zrobienia, ludzie do wkurzenia. Jakieś dobre słowo na dziś?
(...)
Zrelacjonowałem mu pokrótce moje ostatnie doświadczenia parapsychologiczne. 
- Jesteś pewien, że nie zawieruszyła ci się w chałupie któraś z twoich jednonocnych partnerek? Na twoim miejscu nie spieszyłbym się z wzywaniem egzorcysty. 

Myślicie, że facet się załamał? O nie. Jednak się pozbierał. Mało tego - postawił jednak na kontratak. Zdobycie diabelskiego rogu miało okazać się jego kartą przetargową, dzięki której mógłby odzyskać ukochaną. Ale jak go zdobyć, skoro należy do jednego z archaniołów? To jednak nie jest jego jedynym zmartwieniem. Coś znów czyha na jego życie i tym razem nie jest to Eligor. Ba, Bobby jest przekonany, że to ktoś z niebiańskiego szefostwa chce się go pozbyć... Dodatkowo stał się celem także ludzi. Mówiąc ściślej - grupki neonazistów, którzy działają w podobnym interesie i chcą zdobyć róg Eligora (przedmioty te same, cel inny). Sprawa się komplikuje, kiedy Bobby na swojej drodze spotyka jeszcze jedną organizację, pragnącą nabyć w posiadanie ten magiczny przedmiot.

Jak chcecie się wyleczyć ze skłonności do pochopnych osądów, zapraszam do pobycia jakiś czas z Bobbym Dolarem i spotkania z kilkoma jego znajomkami. Mówię poważnie. Przejdzie mu jak ręką odjął. Jeden z najfajniejszych facetów, jakich poznałem przez ostatnie kilka lat, ma trzy metry wzrostu i wbity w czerep solidny topór, do tego mordę taką, jakby jadał tylko kanapki z peklowanymi przedszkolakami, ale w gruncie rzeczy misiaczek z niego. Ma tylko pecha, że przyszło mu żyć w piekle. 

Sądzicie, że to wszystko? No co Wy! Tym razem anioł wpadł po uszy i jest w tym niemal całkowicie sam. Wszyscy się od niego odwracają, nawet jego najlepszy przyjaciel. A jak miałby zaplanować spisek przeciwko bóstwu, działając w pojedynkę, kiedy ciągle ktoś drepcze mu po piętach? Jeden mały aniołek kontra silna moc Nieba i Piekła? Jak w ogóle zapanować nad tym, co się dzieje nawet i bez tych urozmaiceń? Bobby zmuszony jest do zaufania osobom, przed którymi się wzbraniał i pozyskiwania informacji z zupełnie nowych, niesprawdzonych źródeł, podczas gdy nie ma czasu na najmniejszy nawet błąd. 

Życie musiało mi się dokumentnie spieprzyć, skoro już nawet menele odwracają się ode mnie plecami. 

Sam Bobby... Ach. Kwintesencja dobrego męskiego bohatera w powieści. Wykreowany w zdumiewający sposób, jakby był indywidualną, odrębną jednostką żywą, a nie tylko imieniem na papierze. Składa się na niego wszystko to, co na normalną ludzką postać. Znów jest do bólu szczerzy, autentyczny i nietuzinkowy. Pała olbrzymim poczuciem humoru, nawet w tych częstych kryzysowych sytuacjach. Dystans do siebie już nie raz uratował mu tyłek, choć jest też powodem przecenienia swoich sił. Jednak wynagradza mu to zdumiewająca umiejętność wychodzenia (jeszcze większa - wpadania) z różnych opresji. No i ten wgląd w siebie... Poza tym Bobby ma silne męskiego ego, ale nie robi z siebie bohatera. 

Ja po prostu zwyczajnie lubię ludzi, naprawdę. Byle nie za bardzo z bliska. 

Wątek Caz znów jest tutaj kluczowy, lecz kolejny raz jest on w tle. Ta kobieta sprawiła, że anielska aureola zalśniła piekielnym płomieniem, a i tak Bobby w pewnych momentach liczy tylko na swoje przetrwanie. W literaturze rzadko się to spotyka - przede wszystkim ratuje się swoją miłość, choć jest to sztuczne i mało prawdziwe. W tej części jakby poziom kochanków wyrównuje się - nikt nie jest ważniejszy, choć Bobby mógłby myśleć o sobie jako o wybawcy. Przede wszystkim ich związek staje się związkiem. W pierwszej części był to gorący i zakazany romans. W drugiej - irracjonalne zakochanie. A teraz spotykamy się z miłością i wyzierającą tęsknotą, która spowodowana jest rozstaniem i niepewnością co do przyszłości. Dojrzałość uczucia i młodzieńcze łaknienie siebie w jednym. 

Tak, przytrafiają mi się najróżniejsze wariackie przygody, ale wiele w tym mojej winy, bo zamiast pilnować własnego nosa, za często przyłażę pod dom wariackich przygód i wołam: "Hej, wyjdziecie się pobawić?".

Co do samego pisarza - wciąż jestem zachwycona jego stylem. Niezwykła lekkość pióra i staranność przedstawiania nawet tych najtrudniejszych sytuacji jest godna pozazdroszczenia, a przy tym pobudza wyobraźnię czytelnika, nie wymuszając na nim przesadnie wielkiego skupienia. Barwne, wyraziste postacie to też ogromny atut. Tutaj niewiele było nowych bohaterów (jeden z nich został tak świetnie zobrazowany, że wciąż mam jego widok przed oczami), a ci starzy zostali przypomniani w kilku słowach. Podstawą książki jest jednak zdumiewająca ilość humoru, który kontrastuje z powagą problemów głównego bohatera. Nie mam też pojęcia, jakim cudem Tad wprowadził tak wiele interesujących wątków w sposób przejrzysty i jasny, dzięki czemu czytelnik nie błądzi w treści. 

- Anioł? - wydukał w końcu. - Ale... jak to możliwe? Ja nie jestem chrześcijaninem!
- Nie szkodzi, panie Malhotra. Ja też nie jestem chrześcijański, tylko po prostu anioł. 

Jeśli jesteśmy przy wątkach - na łopatki powaliła mnie mnogość faktów historycznych. Subtelny popis wiedzy historycznej w wykonaniu autora okazał się świetnym widowiskiem w mojej wyobraźni. Wykazał się też niezłą znajomością faktów dotyczących funkcjonowania dzisiejszego świata o zagadnieniu międzynarodowym. Wykorzystano (ponownie) Polskę, Ukrainę, Estonię, Finlandię, Niemcy i inne państwa. Szczególnie do gustu przypadł mi motyw nazistowski. Tad Williams dokładnie zbadał temat, zanim cokolwiek napisał, a pojawiło się parę istotnych szczegółów. 

Tak, wiem, mówiłem o ograniczeniu, ale picia - do tego zaś służy wódka. Browar to tylko jeden ze sposobów zwilżenia gardła.

Nie da się jednak ukryć, że najmocniejszą stroną książki jest akcja. Rozkręca się dość szybko, ale nie gwałtownie. Później opada, znów rośnie, odrobinę spada, wzrasta, utrzymuje się na górze, idzie drastycznie w dół, zaraz znów w górę i w dół, gdzie jest sobie przez jakiś czas, a następnie wędruje w wzwyż i... Mistrzostwo. Cały czas w napięciu Prawdziwa sinusoida. Kiedy już sądziłam, że jestem w tym właściwym punkcie kulminacyjnym, akcja spadła, więc byłam przekonana, że nastąpi jej rozwiązanie. Napięcie znów mnie zaatakowało, a sprawy przybrały niespodziewany obrót. Przyznam, że po jednym takim skoku miałam problem, aby się podnieść i czytać dalej, ale zagryzłam wargi i po chwili znów siedziałam po uszy w fascynującym świecie Doloriela, który jest po prostu jak jazda na rollercoasterze. Tak przynajmniej czuje się czytelnik. Prawdziwa gra emocji.

Jesteś za daleko! - krzyczała Caz w moim nie. I to się akurat zgadzało, gdyż dzieliło nas coś znacznie gorszego niż odległość mierzona w jednostkach układu SI. Jedno z nas było w Piekle. Drugie tylko tak się czuło. 

Podchodzę do książki z taką sympatią, że aż trudno mi dostrzec w niej coś niewłaściwego. Może jest to zbyt subiektywna opinia ale ta pozycja jest po prostu genialna! Wciąż nie mogę się nadziwić, że nikt nie wpadł na pomysł, aby ją zekranizować. Nie mówię już w ogóle o braku rozgłosu tej książki. A szkoda, bo czyta się świetnie, a lektura sama w sobie jest niebanalna i może w subtelny sposób dostarczyć trochę nowej wiedzy czytelnikowi. Ja jeszcze uprzyjemniłam sobie czytanie piosenką "Emperor's New Clothes" zespołu Panic! At The Disco. Teledysk do tego utworu może pomóc ludziom, których wyobraźnia nie nadąża za naszym skrzydlakiem. 

- Wysoki Sądzie, zdecydowaliście już, co ze mną zrobicie - powiedziałem z nadzieją, że zabrzmiało to znacznie bardziej hardo i chłodno, niż się w tej chwili czułem. - Darujmy więc sobie te wstępy, bo i tak wiadomo, że najlepsza zabawa będzie przy ogłaszaniu werdyktu. 

Nie mam pojęcia, czy pojawi się kolejna część tej serii. Nie wiem nawet, jak miałaby ona wyglądać. Tad Williams ma tendencję wzrostową, ale "Zaspać na Sąd Ostateczny" chyba już nic nie przebije. W pewnym momencie widziałam w tym tomie idealne zakończenie i rozwiązanie wszelkich problemów, jednak... Wiecie, to Bobby. On zawsze ładuje się w kłopoty, choćby to były ostatnie zdania powieści. Dlatego właśnie cichutko liczę na to, że pojawi się kontynuacja, nawet jeśli miałoby to się stać za kilka lat. 

Tak, klamka dzisiaj zapadła, ale i tak dawno już minąłem punkt, w którym mógłbym jeszcze zawrócić. 


Przeczytane: 18.10.2016
Ocena: 10/10




14 komentarzy:

  1. Maksymalna nota, to zobowiązuje do przeczytania tej książki. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka emocjonalna recenzja! Aż udzieliła mi się Twoja energia. Muszę koniecznie poznać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt - emocjonalna, choć starałam się trzymać emocje na wodzy. Jednak obok tej książki bez nich nie da się przejść ;)

      Usuń
    2. A ja uważam, że recenzje pisane emocjami są najlepsze :)

      Usuń
    3. Są jednak jeszcze mniej obiektywne.

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się ten wpis :) Zaciekawiłaś mnie i dlatego zapisuję sobie tytuł i dodaje do listy "do przeczytania" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zaciekawiłam! Pamiętaj tylko, że "Zaspać na Sąd Ostateczny" to już trzecia część cyklu. Recenzja pierwszej tutaj: https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/09/8-tad-williams-brudne-ulice-nieba.html drugiej tutaj: https://pikkuvampyyrinkirjamaailma.blogspot.com/2016/10/12-tad-williams-szczesliwa-godzina-w.html

      Usuń
  4. Przyznam szczerze, że pierwszym raz czytam o tej serii, ale Twoje 10/10 mówi samo za siebie. Muszę ją bliżej poznać :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie~ Nataliaaa
    http://happy1forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro tak zachwalasz tę serię, muszę mieć ją koniecznie na uwadze. Do tej pory o niej nie słyszałam, o autorze zresztą też.

    Pozdrawiam,
    http://tamczytam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja o autorze dowiedziałam się przy pierwszej części tej serii i wiem, że muszę sięgnąć po inne jego książki.

      Usuń
  6. Coś tak mi się wydaję, że ja również całkowicie bym przepadła. Tylko zanim ta część, musiałabym zerknąć do dwóch pierwszych ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Satukirja , Blogger