Mój gust literacki zdecydowanie mnie nie zaskakuje, ale półka z ulubionymi książkami już tak. Kiedy przyglądam się swoim ukochanym tytułom, jestem zdumiona ich różnorodnością. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, czy na tej półce znajdują się choćby dwa podobne dzieła. Nic nie wskazywało, że dołączy do nich "Polskie mięso" Jasia Kapeli.
Gdybym wykazywała zainteresowanie przeróżnymi skandalami, na pewno bardzo dobrze znałabym nazwisko autora. Gdybym przykładała uwagę do wszelakich kreacji medialnych, wiedziałabym o Jasiu Kapeli więcej. Gdybym kierowała się stereotypami, nigdy nie przeczytałabym tak wartościowej książki. Nie da się ukryć, że "Polskie mięso. Jak zostałem weganinem i przestałem się bać" jest pozycją ważną i wartościową. Jeśli ktoś ma obiekcje, powinien odsunąć od siebie na moment przywiązanie do swojej diety oraz emocje, jakie wywołuje w nim wizerunek autora.
Tytuł sugeruje, że jest to pozycja o drodze do porzucenia mięsnych posiłków. Nic bardziej mylnego. Owszem, pisarz dzieli się poradami i pokazuje, że większość produktów pochodzenia zwierzęcego obecnie można bardzo łatwo zamienić tymi pochodzenia roślinnego. Podrzuca także wskazówki dla początkujących wegan, którzy za sugestią pisarza trafią prosto do odpowiednich źródeł i gotowych przepisów. To jednak nie wszystko.
Droga autora to weganizmu to jedno, a książka pokazuje coś znacznie ważniejszego - prawdę o produkcji żywności. Wzmianka o strachu w tytule nie jest tylko ozdobnym dodatkiem. Często mówi się, że weganie rezygnują z mięsa, ponieważ nie chcą krzywdzić zwierząt, natomiast całkowicie zapomina się o lęku. Owszem, produkcja żywności często pozostaje dla nas tajemnicą i nie roztrząsamy się nad każdym spożywanym produktem, jednak to właśnie mięso budzi najwięcej niepewności.
Jaś Kapela na dwa sposoby przedstawił mięsną gałąź przemysłu. Po pierwsze - powołał się na sprawdzone i rzetelne źródła, cytując badania, raporty, słowa fundacji i znających się na rzeczy osób. Po drugie - zbadał rynek od wewnątrz, zatrudniając się incognito w odpowiednich miejscach, a także docierając do osób pracujących w branży. To właśnie dało rzeczywisty obraz przemysłu - w oczach przedsiębiorców konsument jest chodzącym banknotem i nie jest traktowany ani odrobinę lepiej od zwierząt w ubojniach. Kłamstwa sprawiają, że ludzie ze smakiem jedzą podobno zdrowe, ekologiczne produkty ze zwierząt, które rzekomo żyją na niebiańskiej farmie.
Niemniej, największą wartością jest stanowisko autora. Chociaż sam jest weganinem, nie nakazuje nikomu wyboru diety. Książka nie ma na celu głośnego nawoływania do weganizmu poprzez wpajanie czytelnikowi, że jego gust kulinarny przyczynia się do cierpienia zwierząt. Nie, nie, nic z tych rzeczy. To tylko (i aż!) zbiór cytatów z badań oraz obraz przemysłu mięsnego. Co czytelnik z tym zrobi, to już jego sprawa.
Na okładce znajdziemy informację, że książkę poleca się weganom i pożeraczom mięsa. Podpisuję się pod tymi słowami, ponieważ zawsze warto wiedzieć więcej. Weganie przy tej książce mogą się odrobinę nudzić, bowiem nie znajdą tutaj nic, czego by nie wiedzieli. Jednak wielbiciele schabowego o niektórych rzeczach dopiero dowiedzą się z lektury - to dobrze, bo świadomość jest bardzo ważna. Jeśli ktoś nie zmieni diety pod wpływem tej wiedzy, to będzie wiedział, co znajduje się na jego talerzu i jak tam trafiło. Może świadomość sprawi, że mniej żywności będzie lądowało w koszu.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Data wydania: 30.09.2018
Liczba stron: 320
Przeczytane: 07.04.2019
Ocena: 9/10
Data wydania: 30.09.2018
Liczba stron: 320
Przeczytane: 07.04.2019
Ocena: 9/10